Kolonie czy obóz terapeutyczny? To zależy.

Gdy zbliżają się wakacje, w wielu domach słychać pytanie: „I co zrobimy z tym dzieckiem?” Nieważne, czy dziecko ma lat 7, 10 czy 14 – temat wraca jak bumerang. Kolonie tematyczne? Obóz terapeutyczny? Wyjazd za karę czy w nagrodę? Na 8 dni czy na dwa tygodnie? I najważniejsze: czy to w ogóle coś da? No właśnie – czy da?

Zacznijmy od konkretów.

Kolonie tematyczne – dobre rozwiązanie, jeśli dziecko lubi ludzi, umie się odnaleźć w grupie, a trudności wychowawcze pojawiają się raczej przy okazji niż na co dzień. Gry, zabawy, rowery, jezioro, wieczory przy ognisku. Dzieci wracają spocone, zmęczone i zadowolone. Czasem opalone. Czasem z nowym słowem, którego nie znaliśmy.

Obóz terapeutyczny – inna bajka. Dla dzieci, które potrzebują więcej: uwagi, spokoju, granic. Takich, które w szkole „odstają”, a w rodzinie bywają „trudne”. Które nie lubią zgiełku, albo wręcz przeciwnie – generują go non stop. Dla dzieci po przejściach, z napięciem, z bagażem emocji. Często dużym. Tu nie do końca chodzi o to, żeby było „fajnie”. Ma być bezpiecznie, sensownie, z pomysłem. Zabawa jest, ale służy czemuś więcej. Nie maskujemy trudnych emocji – uczymy się z nimi być.

A może to nie wybór wyjazdu, tylko wybór intencji?

Czasem rodzice pytają: „Czy dziecko może pojechać na obóz terapeutyczny, jeśli w domu nie dzieje się żadna tragedia?” Może. Bo obóz terapeutyczny to nie jest pobyt dla przypadków beznadziejnych. To przestrzeń dla dzieci, które:

  • nie odnajdują się w grupie,
  • reagują wybuchem na każdą zmianę,
  • żyją w napięciu, którego nie widać od razu,
  • „są grzeczne”, ale tylko do momentu, kiedy przestają.

I jeśli ktoś liczy, że po takim wyjeździe wszystko się odmieni – to uczciwie mówimy: nie, nie odmieni się. Ale może się coś przesunąć. Coś się oswoi. Coś puści. I to już bardzo dużo.

8, 10 czy 14 dni?

To zależy. Niektórym dzieciom wystarczy tydzień. Inne dopiero dziesiątego dnia zaczynają oddychać. Ale żeby to miało sens, musi być zgoda na jedno: dziecko nie musi wrócić inne. To, że dziecko nadal się złości, że nie zaczęło mówić „dzień dobry”, że nie przestało wszystkiego gubić – nie znaczy, że nic się nie wydarzyło. Bo czasem największa zmiana to fakt, że dziecko przez dwa tygodnie spało  spokojnie. Albo pierwszy raz z własnej woli usiadło do stołu z grupą. Albo raz, jeden jedyny raz, nie odwróciło wzroku, gdy ktoś powiedział „fajnie, że jesteś”.

Liczyć na cud?

Nie. Cudów nie robimy. Ale robimy coś, co czasem działa lepiej: jesteśmy obecni. Uważni. Do bólu konsekwentni, ale życzliwi. Mamy zespół, który zna różnicę między „złym zachowaniem” a „dzieckiem w rozpaczy”.

Nie wszystko się uda. Czasem dziecko będzie nas testować do granic możliwości. Czasem przekroczy każdą umowę. Czasem będzie głośno, brudno i trudno. Ale też: czasem będzie cicho, spokojnie, z uśmiechem, którego wcześniej nie było. Z kontaktem. Z relacją. Z nowym początkiem.

A jeśli się nie uda?

Bywa. Mamy za sobą dziesiątki wyjazdów i setki dzieci. I tak – czasem coś nie idzie. Czasem dziecko wraca wcześniej. Czasem nie dojeżdża. Czasem wchodzi w konflikt, ucieka z zajęć, niszczy rower, zamyka się w pokoju, milczy albo krzyczy. To nie zawsze „porażka”. Czasem to pierwszy sygnał, że coś naprawdę boli. I wtedy warto to zobaczyć – nie jako dowód „zmarnowanych pieniędzy”, tylko jako informację. I z tą informacją można już coś zrobić. Dobrze – jeśli wspólnie.

A czy warto?

Zdecydowanie tak. Nie zawsze efekt będzie widoczny od razu. Ale wyjazd – szczególnie dobrze przygotowany – zostawia w dziecku ślad. Może nie wróci „lepsze”. Ale wróci z czymś. Z nowym spojrzeniem. Z nową historią. Z emocjami, których nie da się wygadać w gabinecie. Czasem z pytaniem. Czasem z oporem. Ale zasze z doświadczeniem, które czegoś uczy. A jeśli wraca i mówi: „To było dobre miejsce” – to znaczy, że było warto.

Dzieci nie potrzebują idealnych wakacji. Potrzebują takich, po których czują się bardziej sobą. Trochę spokojniejsze. Trochę bardziej odważne. Czasem wystarczy ktoś, kto ich naprawdę zobaczy. A czasem – miejsce, które daje im oddech. U nas to miejsce to 4 hektary lasu, jezioro, plaża, hala sportowa, siłownie, kort tenisowy, sprzęt wodny, którego zazdroszczą nam inni i rowery w najpiękniejszych kolorach. Ale przede wszystkim – kadra, która widzi więcej niż tylko zachowanie. Mamy przestrzeń, mamy doświadczenie i mamy czas, żeby naprawdę być z dzieckiem. Nie po to, żeby je zmieniać. Po to, żeby mogło poczuć, że jest ważne.